Nieco zaskakujący piątek z warsztatami Spinacz 

Niezbyt entuzjastyczne miny, odwrócony wzrok, komentarz: o niee. Takie reakcje nie zdarzają się zbyt często, gdy proponujemy dzieciom jakąś aktywność pozaszkolną w ramach całkiem zwykłego piątku. Z tym większą ciekawością zapytałam o przyczynę. Wtedy dowiedziałam się, że planowane warsztaty profilaktyczne związane między innymi z przebywaniem w sieci i grami nasze Starszaki wyobrażają sobie następująco: 

Przychodzi jakiś starszy Pan. Który nie dość, że w nic nie gra, to w ogóle z internetu korzysta rzadko, może raz na tydzień. Pan siada i przez trzy godzinny monotonnym głosem mówi młodzieży zebranej na sali kinowej, że internet jest zły, że gry są złe, że nie powinni spędzać w sieci tyle czasu. Następnie wszyscy rodzice idą na spotkanie wieczorne z tym Panem, na którym dowiadują się, że gry są złe, internet jest zły i że ich dzieci nie powinny spędzać w sieci tyle czasu. 

Wizja była (przyznają Państwo) kusząca i nawet przez chwilę próbowałam sobie wyobrazić, że ktoś organizuje takie spotkania i ktoś na nie chodzi i że przypadkiem na takowe trafiamy, ale poziom niezadowolenia w grupie oraz miny się nie zmieniły, więc szybko przestałam się śmiać pod nosem i wróciłam do roli zatroskanej wychowawczyni. Niełatwo było mi naszą dzisiejszą młodzież przekonać do tego, że byliśmy na Archipelagu Skarbów z byłą ósmą klasą, że to ta sama fundacja organizuje zajęcia, że to nie będzie wykład i że na pewno nie starszy pan, który czyta tylko papierowe gazety. Ponieważ jednak zajęcia wiązały się z wyjściem ze szkoły i czekoladą w kawiarni tuż po, większość klasy mimo wszystko cieszyła się na piątek poza pracownią. 

Niestety wiele osób nie dotarło na spotkanie w kinie Janosik. Do wszystkich innych przyczyn dołączyły fatalne warunki drogowe. Pan Piotr, który zawsze jest punktualnie, czyli przynajmniej dziesięć minut przed czasem, jechał do centrum prawie godzinę. Pod kinem spotkaliśmy się w grupie mieszanej – Szóstoklasistów z obu klas i Starszaków. Taka rozmowa w innym niż na co dzień gronie zawsze jest szansą na nowe odkrycia towarzyskie. 

Być może będą Państwo zaskoczeni, ale warsztatów nie prowadził starszy pan. Dwie młode osoby, dużo opowieści, krótkich filmów oraz zadań aktywizujących młodzież. Zadania na scenie, Spinacziada z obowiązkowym sucharem na początku, trochę słodyczy. Można było sprawdzić, jakie to uczucie, gdy wypowiadam swoje zdanie głośno na sali kinowej w obecności uczniów innych szkół. Albo przekonać się, czy chcę zgłosić się do zadania – niespodzianki na scenie. Nasi uczniowie i uczennice byli zadowoleni z warsztatów. Starsi mówili, że zupełnie nie spodziewali się, że zajęcia będą miały taką formę (ech, czasem trudno rozstać się z przekonaniami), młodsi chyba nie mieli jeszcze tylu obaw. 

Potem była czekolada w pustej o tej porze Przystani, która czekała tylko na nas. Próby przekonywania opiekunów, że może jednak można kupić ciasto albo chociaż deser. Bo deser właściwie nie ma stałej konsystencji, tylko prawie płynną, czyli jest w zasadzie jak napój. Dobrze, że opiekunów było dwoje, bo niełatwo było odeprzeć tak mocne argumenty. Na pocieszenie zjedliśmy pomyłkowe krówki urodzinowe. Próbowaliśmy porozmawiać, ale po prawie czterech godzinach poważnych tematów w kinie chyba nikt nie miał na to siły i skończyło się na śmiesznych historyjkach i spontanicznych występach.

A jeszcze przed kawiarnią zrobiliśmy sobie krótki spacer trasą ciekawszą niż najkrótsza możliwa. Niektórzy z nas po raz pierwszy szli wtedy ulicą Rzeczną w Żywcu. Zobaczyliśmy fragment koryta starej rzeki – Młynówki. Ale historia Młynówki płynącej dawno temu przez miasto, z której siły korzystały między innymi dawny młyn i tartak, to już zupełnie inna opowieść.

Udostępnij: