Program przygotowań

Program przygotowań składa się z dziewięciu części. Do każdej z nich zebraliśmy teksty Oli Sawickiej oraz dołączyliśmy tematycznie powiązany film. Mamy nadzieję, że poniższe materiały będą stanowiły wsparcie dla rodziców i prowadzących młode Baranki, a także będzie inspiracją dla wszystkich zainteresowanych Barankami.

Część 1 - Katechetyczne inspiracje

Warto postarać się, by nie przegapić tego momentu, w którym pragnienie bliskości Boga i Jego obecności jest całkowicie naturalne.

Mamo, tak bardzo chciałabym już przystąpić do I Komunii Świętejzamęczała mnie kilka lat temu nasza mała Helenka. Do właściwego wieku było jeszcze sporo czasuDobrze, Helenko, to zaczniemy się przygotowywać…odpowiedziałam. Ale ja już jestem GOTOWA! 

Miała rację, doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Znaliśmy to z doświadczenia naszych starszych dzieci. Tosia podczas adoracji, w której brali udział raczej dorośli, długi czas potrafiła siedzieć w kaplicy, kręcąc się w miejscu, rozglądając na boki, po prostu BYŁA! Była obecna. Ktoś z kapłanów zauważył wówczas, że Tosia jest już GOTOWAJak to? Ma zaledwie 6 latTak, to ten czas!

Wielkiej otwartości na sferę duchową. To czas budowania ołtarzyków, gromadzenia odpustowych pamiątek, prostych modlitw obejmujących cały świat.

Warto postarać się, by nie przegapić tego momentu, w którym pragnienie bliskości Boga i Jego obecności jest całkowicie naturalne. My, jako rodzice mamy tę niezwykłą możliwość, zdolność – nie bałabym się nawet powiedzieć – łaskę, aby patrząc na swoje dziecko, towarzysząc mu w jego wzrastaniu, odczytać ten właściwy moment. Nie ma on nic wspólnego z chęcią bądź często gwałtownie demonstrowaną niechęcią do uczestnictwa w niedzielnych Mszach Świętych lub innych religijnych obrzędach. Oddzielmy zwyczajną nudę, często wynikającą z niezrozumienia obrzędów, od duchowej gotowości i otwartości dziecka, której dostrzeżenie wymaga pochylenia się nad nim i zostawienia na boku naszego tradycyjnego podejścia do wyznawania wiary, które niestety często ogranicza się do egzekwowania u dzieci bycia grzecznym, bo co inni o nas powiedzą… Jako rodzice zaprośmy nas samych i nasze dzieci do głębszego przeżywania wiary, opartego na relacji, na poszukiwaniu sposobów, przełamywaniu schematów i wychodzeniu poza ogólnie przyjęty zakres działań… A przede wszystkim zdajmy sobie sprawę z faktu, że jako rodzice jesteśmy w pierwszej kolejności powołani do przekazywania wiary naszym dzieciom. Księża, katecheci, szkoła, wspólnoty i inne instytucje mogą stanowić dla nas jedynie wsparcie na tej drodze, ale nigdy nie powinni nas wyręczać! Ponadto jest jeszcze jedna wspaniała wiadomość dla wszystkich, którzy nie czują się na siłach, myślą, że nie mają odpowiedniej wiedzy i przygotowania, nigdy tego nie robiliPrzekazywanie wiary jest najlepszym lekarstwem na wszelkie problemy i kryzysy z nią związane. Biskup Ryś mocno do tego zachęcał, mówiąc: jeśli masz problem z wiarą, zacznij ją głosić! Może ktoś zapyta: No dobrze, ale komu?. My, rodzice nie powinniśmy mieć problemu z odpowiedzią: naszym własnym dzieciom!

Zauważmy, że choć Jezus apelował: Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, to jednak nigdy bezpośrednio się do nich nie zwracał. Zawsze do dorosłych. W obecnych czasach często obserwujemy odwrotność podejścia Kościoła. Staliśmy się kościołem dla dzieci. My dorośli często szukamy w Kościele miejsca nie dla siebie, lecz dla naszych dzieci. Tymczasem one patrzą na nas. Patrzą i chłoną. I kogo widzą? Czy widzą nas radosnych i autentycznych, czy raczej przytłumionych niemożnością wypełnienia wszystkich nakazów i smutnych z powodu szerzącego się wokół zła? Czy nasze dzieci mają szansę przyjęcia od nas tej niewyobrażalnej miłości i doświadczenia dobra, które jest podstawą naszego istnienia? Czy mamy odwagę pokazać im życie w nadziei i zaufaniu, czy raczej wlewamy w nie niepokoje i lęki? Dzieci i młodzi ludzie potrzebują świadków.

To wszystko, co dzieje się podczas budowania naszych relacji z dziećmi w tych najmłodszych latach, będzie miało ogromny wpływ na to, jak będą dojrzewać, wychodzić z domu, podejmować zadania i tworzyć więzi. To wszystko ma również wpływ na to, jak człowiek buduje swoją relację z Bogiem. I to jest nasze podstawowe zadanie jako rodziców. Pomóc dziecku dostrzec Boga jako Kogoś, Kto powołuje je do życia, po to tylko, żeby móc je kochać! Tak, żeby mieć „obiekt do kochania. Na tym zaczyna się i kończy cała nasza wiara. 

A my jako rodzice jesteśmy w pierwszej kolejności powołani do tego, aby przekazać to dzieciom. To bardzo proste. Wystarczy uwierzyć, że każdy z nas jest również przez Niego powołany do życia w pierwszej kolejności po to, aby On mógł nas kochać.

 

ODPOWIEDŹ NA ZAPROSZENIE

Od kilku lat wspólnie z ojcem Przemysławem Ciesielskim OP prowadzimy przygotowania do Sakramentu Pojednania i Eucharystii w oparciu o rodzinę. Dzieci wraz ze swoimi rodzicami i rodzeństwem przyjeżdżają do nas w góry na kilkudniowe zjazdy, które wiosną kończą się przyjęciem sakramentów. Wszyscy uczestniczą w spotkaniach, zajęciach, warsztatach, modlitwie. Opieramy się w dużej mierze na formacji małżeńskiej, która jest podstawą do wzrastania w wierze naszych dzieci. Rozmowy, dzielenie się doświadczeniem, zajęcia, wspólna Eucharystia, adoracja oraz wszystko to, co wnoszą konkretne małżeństwa i rodziny, stanowią podstawę do przeżycia tego czasu w bliskości ze sobą i z Bogiem. To rodzaj swoistych rekolekcji, które nie kończą się z dniem pierwszej Komunii Świętej. To czas, który rozpoczyna, a przynajmniej daje szansę na otwarcie nowego rozdziału w życiu naszych dzieci, naszego małżeństwa i całej rodziny.

Zapotrzebowanie na tego rodzaju formację spowodowało, że od tego roku podejmujemy nowe wyzwanie. Małżeństwa i rodziny, które przeszły z nami tę formację oraz czują się gotowe do niesienia tej idei dalej, utworzą małe, domowe wspólnoty BARANKÓW, w miejscach, gdzie mieszkają, ze wsparciem kapłanów, którzy zechcą towarzyszyć kolejnym rodzinom w prowadzeniu ich dzieci. 

Aby wesprzeć nasze małe wspólnoty Baranków oraz wszystkie rodziny, które zechcą podjąć wyzwanie przygotowania swoich dzieci do pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej, w każdym kolejnym numerze KREDY będę umieszczała krótkie opowieści propozycje i podpowiedzi, co możemy wspólnie zrobić z naszymi dziećmi.

 

ROK LITURGICZNY

Program jest bardzo prosty. Opiera się na roku liturgicznym, dzięki czemu w naturalny sposób prowadzi nas przez wszystko, co w danym czasie przeżywa Kościół, a my wraz z nim.

Już teraz zachęcam Was do przygotowania koła roku liturgicznego. Najlepiej, jeśli jest ono uszyte i można za każdym razem rozłożyć je na podłodze, usiąść wokół, odnaleźć właściwe miejsce i z niego wyprowadzać znaczące wydarzenia. Ważne jest zachowanie proporcji i kolorów odpowiednich do okresów liturgicznych. Do kompletu dodajemy strzałki z odpowiednimi napisami: okres zwykły, Adwent, okres Bożego Narodzenia, okres Wielkiego Postu, Wielkanoc, okres wielkanocny, Zesłanie Ducha Świętego

Oczywiście można też zaprojektować swój własny kalendarz roku liturgicznego, wyciąć, namalować, powiesić na ścianie

Za pierwszym razem, gdy siadamy wokół, warto odwołać się w rozmowie z dziećmi do samego pojęcia roku: co to jest rok, jak jest zbudowany, z czego się składa, z czym nam się kojarzyZazwyczaj takie momenty jak urodziny, wakacje, święta bardzo szybko pozwalają odkryć, że pewne wydarzenia są powtarzalne, że świętujemy pewne dni, a inne są takie zwyczajne, codzienne. Na rozłożonym kole roku liturgicznego możemy wspólnie układać różnego rodzaju figurki, przedmioty, zdjęcia, rysunki i rzeczy, które łatwo kojarzą się dzieciom z konkretnymi wydarzeniami. Dzieci same mogą dodawać swoje własne, zrobione przez siebie i odkryte symbole. To ma być jak najbardziej osobiste, samodzielne, oryginalne, po prostu moje.

Włączamy w to ruch, który jest tak niezbędny naszym maluchom w poznawaniu świata! Nic tak nie przybliży i nie pomoże wejść” do środka jak wielokrotne okrążenie, obchodzenie w poszukiwaniu właściwego miejsca i czasu (np. określenie, w którym momencie roku liturgicznego jesteśmy obecnie). Ważne dla dzieci są symbole. Zatem dobrze mieć jakiś przyniesiony z potoku swój własny kamień, najlepiej pomalowany przez dziecko, aby za każdym razem, gdy rozwijamy koło, można go było położyć we właściwym miejscu, w którym się teraz znajdujemy.

Całą gamę pomysłów niosą za sobą kolory roku liturgicznego, które odpowiadają poszczególnym okresom. Opowiedzmy o nich. Z czym się kojarzą? Jaki kolor ma niebo, gdy czekamy na wschód słońca? Czy nie jest zbliżone do fioletu, czyli koloru odpowiedniego dla Adwentu i Wielkiego Postu, koloru odpowiadającemu oczekiwaniu? Jaki kolor miał dziś ornat księdza w kościele? Czy odnajdujemy go na naszym kole? A może zrobimy mały notesik, który gdzieś ukryjemy malcowi w kieszeni, aby podczas niedzielnej Mszy Świętej mógł zrobić kilka notatekGdy dziecko jest jeszcze malutkie, może coś w nim narysować… Może łatwiej będzie zapamiętać, o czym była Ewangelia, może zapamiętamy jedno słowo: ryba, chleb, winorośl, skarb, droga

Może zajrzymy do tej Ewangelii wcześniej, przed wyjściem do kościoła, albo jeszcze lepiej poprzedniego dnia, bo dobrze wiemy, jak zazwyczaj spieszymy się, żeby uniknąć spóźnienia. To tylko kilka podpowiedzi, jak dzięki wykorzystaniu symboli i prostych obrazów, z pozornie nużącego wydarzenia, jakim dla dziecka nierzadko jest Msza Święta, możemy uczynić ważne i wyczekiwane spotkanie.

Czytaj dalej...

Część 2 – Codzienność, Różaniec i rodzeństwo

Codzienność, Różaniec i rodzeństwo, czyli o traceniu czasu dla Pana Boga.

Kalendarz zapisany po brzegi, wszystko ściśle zaplanowane, jedno zadanie płynnie przechodzi w drugie, dzieci przejmowane z rąk do rąk, każda minuta wypełniona do perfekcji. Wszyscy się zgodzimy, że czas jest bezcenny, trzeba go szanować i jak najlepiej wykorzystać. Nie dopuścić, by choćby chwilka się zmarnowała. Denerwują nas niespodziewane wydarzenia, kolejki do przychodni, korek na autostradzie, telefon w niewłaściwym momencie.

Nie wiadomo, kiedy skracamy nasze urlopy, przyspieszamy wspólne rodzinne posiłki albo (co gorsza!) rezygnujemy z nich całkowicie, przecież możemy zdrowo się najeść dietą pudełkową, a przy okazji zyskać bezcenny czas, by więcej się nauczyć, więcej osiągnąć, skorzystać z wachlarza dodatkowych zajęć dla dzieci, bez których z pewnością nie mają one szansy na harmonijny rozwój, najlepsze wyniki w szkole i superpracę w przyszłości… Tak, już dziś myślimy o dalekiej przyszłości. Przecież jest w naszych rękach…

„Chyba już będzie koniec świata” – powiedziała naście lat temu nasza sąsiadka w górach, wyglądając zza swojego płota. „Ojej, a dlaczego pani tak sądzi? – zapytaliśmy. „Bo ludzie już ze sobą nie rozmawiają. Kiedyś się spotykali i rozmawiali… dziś każdy zamyka się w swoim domu”.

Było to tuż po naszej przeprowadzce w góry. W początkowym okresie mieliśmy zupełnie inną wizję zastanej rzeczywistości. Po przyjeździe z wielkiego miasta wszystko wydawało nam się tutaj takie spokojne, bliskie natury, poukładane… A jednak! Ludzie już ze sobą nie rozmawiają… No, może za wyjątkiem sytuacji, w której specjalnie się umówią, zaplanują spotkanie, wyznaczą czas. To jest też nasze doświadczenie. Gdzieś w ogromnej potrzebie budowania, zmieniania i organizowania świata zgubiliśmy coś, co nazwałabym traceniem czasu dla drugiego człowieka. Mamy osobiste doświadczenie prowadzenia nie tylko szkół, lecz także domu gościnnego. On pokazał nam, jak bezcenne może być przystanięcie w miejscu. Ileważnych rzeczy powstało dzięki spotkaniu drugiego człowieka. Czasem zupełnie przypadkowo, na schodach, w kuchni, w bramie… Zwykłe, niepozorne zdarzenieprzeradzało się często w głęboką rozmowę, refleksję i dalsze działanie. Czas na spotkanie, dzielenie się, słuchanie. Uświadomiliśmy sobie, że choć stale jesteśmy zanurzeni w morzu pilnych i ważnych spraw (które nierzadko są konsekwencją spotkań i inspiracji) czy nowo podejmowanych działań, to tym, co okazuje się bezcenne, jest właśnie ten moment, w którym ktoś chciałby z nami spędzić choć chwilę!

Spacer z Tosią, rower z Helą, herbata z Nelą… Wszystko odkładamy, aby dziś, w tej chwili mieć czas na spotkanie z kochaną osobą. Dotyczy to najbardziej nasmałżonków.

Takim niezwykłym momentem, w którym dajemy sobie mocno odczuć, że jesteśmy dla siebie w rodzinie nawzajem ważni, jest wspólne przeżywanie tego, co osobiście dotyczy kogoś z nas. Tego doświadczyliśmy podczas przygotowań do I Komunii Świętej rodzin z edukacji domowej. Stracenie dla siebie nawzajem odrobiny czasu odnawia przede wszystkim więzi małżeńskie, a co za tym idzie – ogromnie umacnia nasze dzieci w miłości. W takiej danej sobie nawzajem przestrzeni jedynie rodzice, którzy najlepiej znają swoje dzieci, mają szansę dostrzec w nich ukryty zmysł wiary sensus fidei, zanurzony głęboko w każdym z nas, będącyznakiem działania Ducha Świętego, który mama i tata mogą dostrzec nawet w maleńkim dziecku. Daje nam on przemożną siłę i wnosi w nasze serca pragnieniegłębszego poznania Boga. Jest zaproszeniem na spotkanie, a co za tym idzie na „stracenie czasu… „Stracenie czasu dla Boga.

Maleńka wioska, ostre krzaki, upał, popękana ziemia. Stado owiec i trójka małych pastuszków. To miejsce, ten czas i te dzieci wybrał Pan Bóg, aby przekazać nam jedną z największych tajemnic, jakie dotyczą świata. Orędzie z Fatimy i błaganie Maryi o modlitwę różańcową o pokój na świecie nadal aktualne.

Modlitwa różańcowa to nic innego, jak opowieść Maryi, Matki Jezusa o Jej własnym Synu. Nikt tak głęboko i pięknie nie jest w stanie oddać istoty i historii życia człowieka, jak jego matka. Spróbujmy opowiedzieć coś o dziecku naszych przyjaciół. Nawet jeśli znamy się doskonale od lat, nasza wypowiedź będzie płytka, nie tak pełna miłości, jak opowieść jego mamy.

Maryja opowiada o Swoim Synu. Po kolei. Od chwili, gdy wbrew ludzkiemu myśleniu odpowiada Bogu: TAK. Niech się tak stanie. Pełnia zaufania. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam jeden z obrazów Fra Angelico, przykuło moją uwagę, że Maryja w chwili zwiastowania ma na szyi wypisane słowa przyzwolenia na zostanie Matką Boga: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. Naszyjnik, ozdoba kobiety i te słowa, oddające piękno Maryi.

Gdy trzymamy różaniec w ręku, to tak jakbyśmy Ją samą trzymali za ręce. Odczuwa się pełnię zaufania. Przebywanie blisko Niej i słuchanie o Jej Synu. Dlatego różaniec dobrze mieć w każdej kieszeni. Zawsze pod ręką. Nie tylko w październiku! To modlitwa mająca moc egzorcyzmu. Jest dostępna dla każdego, w każdym czasie. Odmawianie różańca sprawia, że możemy czuć się bezpieczni. My i nasze rodziny. Doświadczenie codziennej modlitwy różańcowej w rodzinie jest czymś, co nas spaja, chroni, powoduje, że trzymamy się razem i mamy wspólne miejsce oraz czas na oddawanie Bogu naszej codzienności i dziękowanie za nią.

Aby różaniec stał się naszym osobistym doświadczeniem, warto mocno zanurzyć go w Piśmie Świętym. Wraz z dziećmi poszukać odpowiednich fragmentów i wspólnie je przeczytać.

W czasie naszych zjazdów komunijnych dla rodzin z edukacji domowej zauważyliśmy, że bardzo atrakcyjną formą przybliżenia dzieciom różańca jest proste przedstawienie danej tajemnicy w formie obrazu, scenki, krótkiej dramy czy opowieści opartej o fragment z Pisma Świętego. Bez specjalnych przygotowań: spontanicznie przydzielamy rodziny do tajemnic oraz rekwizyty i stroje, które znajdujemy pod ręką.

Po każdym przedstawionym obrazie krótka modlitwa spontaniczna albo wpleciony różaniec. Jedni wolą mówić, drudzy coś przeczytać, ktoś chętnie pokaże, jeszcze innym wystarczy sama obecność. Również ogromnie ważna.

Moja Helenka poświęciła dużo czasu na namalowanie każdej tajemnicy. Powstała swego rodzaju książka. Rysunek, malarstwoto wszystko, co jest tak bliskie dziecku, może być furtką do wejścia w tajemnicę modlitwy.

Maluszki przychodzące na spotkania wraz ze swoim starszym rodzeństwem są wielkim darem i jednocześnie wyzwaniem dla rodziców. Warto jednak nie zostawiać ich w domu z opiekunką. Czas wspólnej pracy i modlitwy, gdy spotykają się wszyscy członkowie rodziny, jest bezcenny z punktu widzenia jedności rodziny. Można zabrać ze sobą dziadków lub kogoś bliskiego do pomocy w tych momentach, w których będzie ona niezbędna. Obecność pełnej rodzinyrodziców, rodzeństwa i dziadków – ogromnie umacnia dzieci, które przygotowują się do I Komunii Świętej. Pogłębia w nich poczucie wartości i utwierdza ich miejsce w rodzinie. Wszyscy poświęcili tyle czasu! Starsze rodzeństwo może doskonale włączyć się w prowadzenie spotkania, dzieląc się swoimi umiejętnościami, pomóc młodszemu,a przy okazji umacniać i rozwijać własną duchowośćw myśl zasady, że głoszenie jest najlepszym sposobem na wzrastanie w wierze… Najmłodsi uczą się stopniowego wchodzenia w przestrzeń Sacrum, na tyle, na ile są w stanie. Oby było to dla nich jak najlepsze doświadczenie! Samo dobre skojarzenie: że spotkania modlitewne mogą wiązać się z cudowną zabawą, świetnym towarzystwem, pysznym jedzeniem, a nie nudą, ciągiem uwag i niemożnością ruchu, może w przyszłości okazać się cenniejsze, niż nam się wydaje. To jest właśnie to przebywanie w Bożej obecności już od maleńkości.

Tracenie czasu dla Boga, znalezienie swojej pustyni i szukanie przestrzeni spotkania z Bogiem we własnym sercu jest kluczem do życia w Jego obecności, niezależnie od zamętu, trudów, radości i całego zamieszania dnia codziennego.

Na koniec ważna rzecz: pamiętajmy, że nasze dzieci potrzebują nas pogodnych, spokojnych, autentycznie przeżywających wiarę, aby mogły budować na dobrym fundamencie.

Czytaj dalej...

Część 3 – Kilka słów o sakramencie pojednania

Przygotowując się do sakramentu pojednania warto spojrzeć na siebie i własne dzieci w perspektywie dobra, jakim zostaliśmy obdarowani. To dobra perspektywa. Perspektywa Nieba.

Biały papier rozwinięty wzdłuż całej sali, podzielony liniami na niewielkie odcinki. Wzdłuż taśmy na podłodze kilkanaście rodzin, rodzice wraz ze swoimi dziećmi, pochyleni nad papierem. Jedni trwają w skupieniu, zamyśleni, wpatrzeni w siebie nawzajem. Inni żywo gestykulują, jeszcze inni wyraźnie nad czymś dyskutują. Wszędzie wokół kredki, kleje, nożyczki i dużo rodzinnych fotografii. Zadanie jest proste: znaleźć, zauważyć, wydobyć na światło dzienne jak najwięcej dobra, darów, talentów, jakie Bóg w nas złożył, jakimi nas obdarował.

Na razie rodzice pomagają odkrywać talenty swoim dzieciom. Ważne, żeby je wypowiedzieć i narysować, opisać, nakleić… Na papierze szybko pojawia się mnóstwo osób (rodzeństwo, dziadkowie, rodzice, koleżanki, znajomi, sąsiedzi…). Rodzinne fotografie pomagają w przypomnieniu sobie o bliskich nam miejscach i ludziach. Nie trudno zauważyć czworonogich przyjaciół różnej maści, a także rybki, ptaszki i chomiki. Są też narty, piłki, płetwy i plecaki. Ale nie tylko. Tu i ówdzie zauważamy rysunek serca, słowo miłość, przyjaźń, opiekuńczość… Cierpliwość… Tyle darów.

Pozostaje tylko zachwyt nad tak obfitym dobrem!

Następnie uroczyście odcinamy swoje fragmenty plakatów, dziękując Bogu za to wszystko!

Zanim rodziny rozpoczną pracę nad swoimi plakatami, rozmawiamy o Przypowieści o talentach (Mt 35, 14-30). Czym jest talent? Z czym się kojarzy? Jakie dostrzegamy talenty u ludzi?

To bardzo płynnie pomaga przejść dorozmowy w kręgu rodziny: o talentach, jakie dostrzegamy w sobie nawzajem.

Ale to jeszcze nie koniec, tutaj się wszystko zaczyna. Spotykamy się już tylko w gronie rodziców. Rozmawiamy o tym, co miało miejsce wcześniej. Dla niektórych rodziców może być to pierwsze doświadczenie tak wyraźnego mówienia dziecku o dobru, które w nim dostrzegali. Często jesteśmy przyzwyczajeni do karcenia, korygowania bliskich, natomiast dobre cechy czyzachowania są dla nas czymś naturalnym, normalnym, tu nie ma o czym dyskutować, ani nad czym się zatrzymywać. A jednak, to, zdawać by się mogło, proste ćwiczenie otwiera rodziców na patrzenie na własne dzieci w perspektywie dobra. Co więcej, zachęcamy małżonków, aby najpierw każdy osobno, a następnie we dwoje wypisali i wypowiedzieli sobie nawzajem te dary, które w sobie widzą. To mocne doświadczenieusłyszeć od bliskiej osoby, co we mnie widzi dobrego. A jak silne musi to być w odbiorze dzieci, gdy słyszą to od swoich rodziców!

Uwielbiam błogosławionego Fra Angelico, średniowiecznego malarza, który malował dla swoich współbraci z klasztoru San Marco we Florencji. Dla każdego specjalny obraz w każdej celi. Był tak skromny i tak dobry, że bracia nazywali go Aniołem. Malował zresztą również Anioły. Jego Zwiastowanie jest dla mnie jednym z najpiękniejszych obrazów. W oczach Maryi widać Niebo.

„Fra Angelico jest jak człowiek, któremu Bóg pozwolił dostrzec w sobie jedną nutę, jedną barwę nieba. Każdy z nas ją w sobie ma. I dopiero gdy staniemy tam kiedyś razem, te nuty stworzą symfonię, kolory obraz, a dzieło Boga wypełni się całkowicie. Beze mnie to już nie będzie to samo. Bez ciebie też”.

Szymon Hołownia Święci codziennego użytku

Po naszej wspólnej pracy z dziećmi zachęcamy rodziców do znalezienia najlepszego miejsca i czasu na rozmowę z dziećmi o tym, jak te konkretne dary i talenty możemy rozwijać, jak je pielęgnować i jak się nimi dzielić. Jeśli nie będziemy się nimi dzielić, zakopiemy je. To naturalna konsekwencja. Zakopiemy, czyli

zaniedbamy? A może niektóre z nich niewłaściwie wykorzystujemy? I tu dochodzimy do momentu, o który nam chodziło! Rachunek sumienia. Rachunek sumienia oparty na popatrzeniu na siebie w perspektywie dobra, jakie otrzymałem od Boga.

Jeśli takie rozmowy będą nam towarzyszyły podczas przygotowań do pierwszej spowiedzi i Komunii Świętej naszych dzieci, możemy być spokojni. Wracajmy do nich jak najczęściej, dopisujmy i doklejajmy kolejne odkryte talenty.

Małe dzieci potrzebują bardzo nas, jako świadków. Nie mogą doczekać się swojej Pierwszej Komunii Świętej, idą dzielnie po „Krzyżyk” z paluszkiem na ustach, bo chcą naśladować rodziców. Zabierajmy je ze sobą, gdy idziemy do spowiedzi, prośmy, by modliły się za nas, wyjaśniamy, co tam się dzieje. Takie przybliżanie dzieciom sakramentu pojednania, które jednocześnie znajduje swoje poparcie w codziennej praktyce wzajemnego przepraszania się i wybaczania sobie, może ogromnie ułatwić pierwsze doświadczenie spowiedzi. Staje się naszą codziennością. A potem ten sakrament to już nic innego, jak powiedzenie Bogu „przepraszam Ciebie” i przytulenie się do Niego, jak wcześniej do mamy i taty.

Dlatego samą ceremonię Sakramentu Pojednania przeżywamy w przeddzień I Komunii Świętej. Najpierw uczestniczymy w Mszy, po której następuje wystawienie Najświętszego Sakramentu. Wszyscy modlimy się psalmami. Kapłan czeka na dzieci tuż przy ołtarzu, najbliżej Pana Jezusa… Rodzice podprowadzają swoje dziecko do niego, sami pozostają w pobliżu, modląc się za nie. Po spowiedzi kapłan oddaje je w objęcia rodziców, którzy mocno przytulają je do siebie, a następnie nakładają na nie białą albę na znak czystości. W ten sposób przeżyta spowiedź jest tak dobrym przeżyciem dla dzieci, że niektóre jużnastępnego dnia pragną przystąpić kolejny raz.

Warto spojrzeć na siebie i własne dzieci w perspektywie dobra, jakim zostaliśmy obdarowani. To dobra perspektywa. Perspektywa Nieba.

Czytaj dalej...

Część 4 – Lubię patrzeć na kościół…

Jestem przekonana, że warto dotknąć kościoła. Warto pokazać go naszym dzieciom, aby mogły doświadczyć go na różne sposoby, wieloma zmysłami. Warto zatrzymać się na dłużej, znaleźć odpowiedni czas, aby nikomu nie przeszkadzać.

„W kościele najbardziej lubię sufit. Jak jest pomalowany, kiedy są na nim obrazy… Lubię na nie patrzeć. Widziałam kiedyś górę, a za nią był krzyż. A przed nią dół, a nad nim Aniołowie. Jak nie ma obrazów na suficie, lubię patrzeć na ołtarz. Czasem ołtarz jest murowany, a czasem drewniany. Wolę drewniane. Są na nim często rzeźby. Lubię, jak w kościele jest widno. Jak jest dużo światła. Jak promienie przechodzą przez kolorowe okna. Lubię patrzeć na nie. A najbardziej lubię drogę krzyżową. Niedawno, gdy byłam z dziadkami w Tatrach, widziałam taką rzeźbioną. Bardzo mi się podobała. Lubię być w kościele – jak nie ma za dużo ani za mało ludzi. Tak, żeby wszyscy siedzieli. Tak było dzisiaj. Tak lubię najbardziej”.

To moja Helenka.

A ja pamiętam z dzieciństwa…

Parafię mojego wujka Tadzika. Przez wiele lat był proboszczem wiejskiej parafii, gdzie stał maleńki kościół. Co roku spędzaliśmy wraz z moim rodzeństwem, u wujcia na plebanii, połowę naszych wakacji. Układaliśmy kwiaty w kościele, sprzątaliśmy zakrystię, pomagaliśmy liczyć tacę, wieszaliśmy nowe ogłoszenia w gablotach, zbieraliśmy truskawki, karmiliśmy kury, kaczki i indyki. Całe dzieciństwo rosłam w przekonaniu, że parafia oprócz normalnych ludzi składa się z księdza proboszcza, pana kościelnego i złotnika. Wujek remontował kościół. Była to barokowa perełka. Pan złotnik miał tam pracy na lata. Pozostał w mojej pamięci jako nierozłączny element życia parafialnego. Pan kościelny kojarzy mi się z ogromnymi kluczami do kościoła. Już nigdy później nie widziałam podobnych. Często towarzyszyliśmy mu w otwieraniu i zamykaniu potężnych drzwi. Ciężar tych kluczy do dziś czuję w dłoniach, a zgrzyt zamka nadal słyszę w uszach. Tęsknię za tym czasem. Mój wujek juz dawno nie żyje. Drzewa wokół modrzewiowej plebanii zostały wycięte. Chyba nie chcę już tam pojechać… Niech pozostaną te wspomnienia.

Dlaczego o tym piszę? Bo jestem przekonana, że warto dotknąć kościoła. Warto pokazać go naszym dzieciom, aby mogły doświadczyć go na różne sposoby, wieloma zmysłami. Warto zatrzymać się na dłużej, znaleźć odpowiedni czas, aby nikomu nie przeszkadzać. Aby poczuć chłód posadzki, zapach kadzidła, ciepło drewnianych ławek i aksamitną w dotyku powierzchnię marmurowych kolumn. I koniecznie doświadczać tego wszystkiego razem – rodzice z dziećmi. Zacząć od wielkich drewnianych drzwi, zajrzeć przez dziurkę od klucza. Rozejrzeć się w kruchcie. I zapisywać na kartce to, co widzimy. Nazywać wszystko po kolei. My, jako rodzice zamieniamy się w przewodników. W kościele jestesmy cicho, staramy się mówić jedynie szeptem. Słychać jedynie chorały gregoriańskie, które bardzo pomagają w zachowaniu sacrum. I po kolei odkrywamy to miejsce. Jak nazywa się to dziwne naczynie z wodą przymocowane do ściany w przedsionku? Do czego służy? Skąd bierze się tę wodę? Do czego służą przeszklone gablotki? I dalej… Droga krzyżowa, jakieś tablice, napisy, nazwiska, daty… Dziwne szafy, do których wchodzą księża. Wysoko na ścianach prawdziwe świeczki, a bliżej ołtarza jedna wielka z przymocowanymi czerwonymi kulami. I jeszcze dużo obrazów, jakieś postaci, przedmioty, wstążki i chorągwie. Nad głową jakiś balkon… I mnóstwo ławek. Możnaje policzyć. W każdej zmieści się 5-6 osób. To ile osób może siedzieć w czasie nabożeństwa? Dla wielu będzie to bardzo ciekawe zadanie. Aż wreszcie to, co w centrum uwagi: wielki stół, biały obrus, świece, krzyż, wielkie i bardzo wygodne fotele wokół. Dla kogo? Po prawej stronie coś dziwnego z wielką przykrywką. Można zajrzeć do środka. Tyle pytań i tyle odpowiedzi!Nasze karty zapisane albo zarysowane, jeśli nie umiemy jeszcze pisać To nic, że nie znamy odpowiedzi na wszystkie pytania. Po pierwsze, nie jesteśmy sami, a po drugie, każdy ma w kieszeni podpowiedź… To również dla nas, dorosłych frajda z odkrywania nazw i przeznaczeń miejsc, przedmiotów oraz symboli, którymi na co dzień się otaczamy. Na koniec najważniejsze: maleńki domek, w którym Ktoś mieszka… Jeślijest z nami kapłan, gromadzimy się wszyscy i w głębokiej ciszy klękamy z dziećmi bardzo blisko. Ksiądz otwiera Tabernakulum. Teraz możemy zrozumieć, dla Kogo to wszystko wokół.

Ale to jeszcze nie koniec.

Teraz zapraszamy wszystkich: dzieci irodziców, do znalezienia sobie dobrego miejsca i fragmentu kościoła, który w szczególny sposób zrobił na nas wrażenie, albo po prostu nam się podoba. Jestesmy przecież u siebie... I zaczynamy rysować. Patrzeć i rysować. Rysunek z natury. Rysuje mama, tata, brat, siostra… To jest ta moc rodziny i naśladowania. Chorały w tle. Czysta kontemplacja. Może okazać się dla kogoś najbliższym i najbardziej naturalnym sposobem modlitwy. Warto spróbować.

Czytaj dalej...

Część 5 – Obraz

Obraz jest jak most łączący to, co jest nam znane, bliskie, co stanowi nasze codzienne doświadczenie, z tym, co duchowe, trudne do uchwycenia. Warto się zatrzymać, aby popatrzyć głębiej.

Wiele lat temu studiowałam w Amsterdamie. Moim doświadczeniem stało się poznawanie nieznanej rzeczywistości, zgłębianie tematu, szukanie rozwiązań, które mi pomoczygą w odkrywaniu nowego świata. Samodzielne organizowanie sobie pracy, wyszukiwanie miejsc, które warto poznać, by doświadczyć głębiej, z bliska… Spotkania z ludźmi, rozmowy… Podpatrywanie innych, proszenie o pomoc. To było dawno. W czasach bez dostępu do Internetu. Była za to świetna biblioteka, fonoteka, czytelnia… Weekendy stanowiły dla mnie wyzwanie. Jak znaleźć dla siebie miejsce i przeżyć dobrze ten czas? I wtedy odkryłam coś, co dotychczas kojarzyło mi się raczej z wielkim wysiłkiem i znużeniem.

Kilka lat wcześniej…

będąc w liceum, podczas pielgrzymki do Rzymu, mieliśmy okazję odwiedzić Muzea Watykańskie. To było jeszcze przed przełomem i byliśmy pewni, że jest to ten jedyny raz w życiu i należy zobaczyć wszystko, dosłownie wszystko, co się da. Okazja przecież może się nie powtórzyć… Wybraliśmy najdłuższą trasę. Z tego zwiedzania pamiętam jedynie rzeźbę chłopca, który wyjmuje sobie drzazgę. Zatrzymaliśmy się przy nim, zrobiliśmy sobie zdjęcie i przyznaliśmy, że prawdopodobnie wiele nie zapamiętamy… Zapamiętaliśmy tego jednego. Dobrze, że wtedy przystanęliśmy.

Bogatsza o tamto doświadczenie, zdecydowałam się na zakup rocznej karty do muzeów w Amsterdamie. Mogłam wielokrotnie wchodzić do tych samych miejsc, pozostawać tyle czasu, ile chciałam, bez stresu, że powinnam zwiedzić wszystko. Bez stresu, że to jedyna i niepowtarzalna okazjaOdwiedzałam po kolei wszystkie muzea, jakie były na liście. Do niektórych jednak wracałam. Wracałam, żeby usiąść przed jednym obrazem i patrzeć. Rembrandt, Vermeer, Israëls, van Gogh… Patrzeć i myśleć. Patrzeć i pisać. Najczęściej listy do Marcina. A potem wychodziłam bogatsza. O co? Chyba wówczas jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo zatrzymanie się, wpatrywanie w obraz, rozbudzanie w sobie refleksji, doszukiwanie się symboli i ich znaczeń, przywoływanie wspomnień oraz tworzenie nowej, (jakże wyjątkowej – bo mojej)rzeczywistości wpłynie na to, czym w przyszłości, już wspólnie z Marcinem,będziemy się zajmować, do czego przykładać wagę, gdzie szukać inspiracji.

Fabritius, jeden z najzdolniejszych uczniów Rembrandta, zmarł przedwcześnie w wyniku ran poniesionych na skutek wybuchu prochu w fabryce w Delft, gdzie żył i tworzył swoje dzieła. Szczygieł jest jedną z nielicznych jego prac, która zachowała się po tym zdarzeniu. Maleńki obraz przywołuje wspomnienia i tęsknotę za czymś, co jest nie do uchwycenia, co minęło i niesie na sobie pięć wieków historii. Ta chwila spędzona przed nim, myśli i wrażenia są już jednak moje. Staję się jego częścią. Patrzę i zabieram go ze sobą. Teraz wisi nad pianinem i przypomina, aby o nim pamiętać.

Amsterdam, Rotterdam, Haga, Wiedeń, Siena, Florencja… Miejsca, do których wracamy często. Tutaj, w muzealnych kawiarenkach, gdzie powietrze jest przesiąknięte zapachem kawy i farb rozlanych na płótnach, zainspirowani pięknem zamkniętym w ramach rozkładamy szary papier i zapisujemy myśli. Żeby nie uciekły. Żeby pozostały i dojrzewały. Potem znajdujemy te same obrazy na ulicach, zaglądając ludziom do okien. Uwielbiamy patrzeć na ludzi: jak żyją, jak jedzą, odpoczywają, pracują. Jak budują świat wokół siebie. W Holandii jest to bardzo proste, tutaj nikt nie zasłania okien… A po powrocie otwieramy nasze notatki. Czasem zapisane myśli stają się rzeczywistością.

Bardzo jest nam bliski ten obraz. Tak bardzo, że kupiliśmy sobie jego reprodukcję i powiesiliśmy w domu. Żeby nam przypominał ten czas, a może raczej: żeby nam pokazywał naszą drogę. Same dzieci, idące przez morze. Nie widać nikogo dorosłego. Zaczynamy szukać siebie…

Obrazy, jeśli je przyjmiemy całym sercem, mogą nas prowadzić, wskazywać, którędy iść. Czasami są jak GPS: „Zawróć, jeśli to możliwe”.

„…niech mi się stanie, według słowa Twego”– wzrok Maryi pomaga mi zachować kierunek. I wytrwać. Obrazek mam zawsze pod rękąjako zakładkę do książek, kartkę opartą na biurku, schowaną do portfela. A szczególnie wizerunek Jej twarzy. Rozdaję go przyjaciołom.

Wpatruję się w Nią, gdy pracuję, szukam w Niej natchnienia i inspiracji.

Od lat jeździmy z rodzinami z edukacji domowej do klasztoru San Marco, aby wspólnie uczyć się patrzeć. Staramy się pomagać dzieciom w odkrywaniu świata duchowego zawartego w obrazach. W 44 maleńkich celach klasztornych Fra Angelico stworzył na ścianach freski przedstawiające sceny z życia Jezusa. Każdemu ze współbraci namalował co innego, specjalnie dla niego. I znowu patrzymy, i szukamy „swojej celi. Jeśli uda się ją znaleźć, obraz zabieramy ze sobą. Na długo. W razie czego możemy wrócić.

Obraz jest jak most łączący to, co znane, bliskie, co stanowi nasze codzienne doświadczenie, z tym, co duchowe, trudne do uchwycenia. Warto się zatrzymać, aby popatrzyć głębiej i znaleźć coś dla siebie.

Wybierzmy się czasem gdzieś bliżej lub dalej, by zobaczyć choć jeden obraz. Dajmy sobie i naszym dzieciom przestrzeń, by go przyjąć – dla siebie. Nic nie planujmy, po prostu patrzmy i słuchajmy. Być może nawiąże się rozmowa, padną pytania. Być może coś usłyszymy. Małe dzieci są ogromnie otwarte na przestrzeń duchową. Są jak gąbka, która chłonie. Czym je karmimy? Co im pokazujemy? Przyjechaliśmy aż tutaj A to znaczy, że to jest ważne.

Usiądźmy w muzeum i trwajmy w ciszy. Pokażmy dziecku, że możemy modlić się, chłonąc i kontemplując obraz. Jaki? Najlepiej taki, który bardzo przemawia do nas. Zawsze nasze emocje i osobiste nastawienie odgrywają istotną rolę w przekazaniu tego, co uważamy za wartościowe.

Podczas naszych barankowych zjazdów zatrzymujemy się na obrazach, które są nam bliskie, które nam coś mówią, do których łatwo dopasować Słowo. Ilustracja do Słowa. Patrzmy razem z dziećmi, stawiajmy pytania, szukajmy odpowiedzi, słuchajmy się nawzajem i wspólnie chłońmy.

Madonna Brzemienna. Jedno z nielicznych przedstawień Maryi w stanie błogosławionym. Co to znaczy brzemienna? Teraz rzadko się już używa tego słowa. Spójrzmy na Nią, jak znacząco podpiera się dłonią. Widać, że już brakuje Jej sił. Jest nam tak bliska. Znamy ten obraz z naszych domów. Większość dzieci rozpozna w Niej swoją mamę. Odniesienie do rzeczywistości. I Jej wielkie zaufanie wyrażone w słowach przyzwolenia na to, by stała się Matką Syna Bożego. Szkoła patrzenia. Warto spróbować.

***

Po przekazaniu tekstu do redakcji, otrzymałam kartę świąteczną: MADONNA Z DZIECIĄTKIEM trzymającym szczygła, Antoniazzo Romano. Nie ma przypadków

Czytaj dalej...

Część 6 – Z piórem w ręku

Kaligrafia, zdawać by się mogło, prosta czynność, która absorbuje całego człowieka. Z jednej strony służy skupieniu uwagi i pomaga w rozwijaniu umiejętności pisania oraz rozumienia tekstów, a z drugiej – otwiera nam kolejną drogę do kontemplacji. Można słuchać, patrzeć, rysować i… pisać.

Po zatrzymaniu się na obrazach, po doświadczeniu rysunku z natury, dotykaniu kościoła, modlitwie różańcowej i pochyleniu się nad darami oraz talentami, jakie Pan Bóg w nas złożył, spróbujmy odkryć jeszcze jedną drogę, odmienny sposób odkrywania świata duchowego poprzez bardzo konkretne działanie. Oto kolejne zaproszenie dla rodziców i dzieci, propozycja na wspólnie spędzony czas połączony z kontemplacją.

KALIGRAFIA i PISMO ŚWIĘTE

Przyciemniona sala i stoły z zapalonymi lampkami do pracy. Światło, które zaprasza. Chorały gregoriańskie w tle. Muzyka, która przenosi nas w czasy średniowiecza, do pracowni, w której mnisi, skrybowie całe dnie przepisywali teksty. Te zewnętrzne znaki, to właściwie przygotowane otoczenie jest kluczem, aby wejść naprawdę głęboko, aby pomóc sobie i dzieciom w skupieniu uwagi oraz zatrzymaniu się na tym, co teraz ma się stać naszą rzeczywistością. Słowa Pisma Świętego odkrywane, odczytywane, a następnie przepisywane – stają się nam bliskie. Każdy wyraz nabiera głębszego znaczenia, każde zdanie niesie ważną dla nas wiadomość, która dzięki zatrzymaniu się nad nią nie umyka tak szybko, lecz pozostaje i zaczyna w nas działać.

„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3)

„Nie gonię za tym, co wielkie albo co przerasta moje siły” (Ps 131,1b)

„Pewnego razu gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu (Łk 5,1)

Krótkie zdania, fragmenty psalmów, przypowieści (po przepisaniu można je jeszcze zilustrować), modlitwy (które mogą stać się podstawą do stworzenia własnej książeczki do nabożeństwa), a także listy do bliskich, osobisty pamiętnik to tylko przykłady, w jaki sposób możemy wykorzystać umiejętność kaligrafii. Starsi chętnie sięgają po teksty pisane po łacinie, ponieważ w średniowieczu przepisywano w tym właśnie języku.

 

ZANURZYĆ SIĘ W PISANIU

Na naszych spotkaniach Baranków zwykle proponuję dwa pisma: polską, szkolną kaligrafię, która jest nam wszystkim najbliższaoraz średniowieczną uncjałę. Zaczynamy od nauki składania pióra, korzystania z atramentu, a następnie od pisania prostych liter. Traktuję takie zajęcia jako zaproszenie. Jeśli rodzice poczują wartość i jednocześnie sami zainteresują się tematem, chętnie odsyłam na warsztaty kaligrafii, których jest już w Polsce coraz więcej. Kolebką jest Atelier, które w Krakowie stworzyła Barbara Bodziony wraz z Ewą Landowską. Wydały one również fantastyczny podręcznik do nauki kaligrafii: Piękna litera. Uncjała, italika. Tuż przed świętami ukazał się jego drugi tom obejmujący kursywę angielską i minuskułę karolińską. Stanowią one wielką pomoc dla tych, którzy z różnych powodów nie są w stanie brać udziału w zajęciach zorganizowanych przez nauczyciela.

Za każdym razem, kiedy proponuję kaligrafię rodzinom w ramach zjazdówprzygotowujących dzieci do I Komunii Świętej lub podczas plenerów rysunkowych, uczniom w szkole na pracy własnej, licealistom, uczestnikom naszych kursów Montessori, jestem pod wrażeniem, jak głęboko i z jak wielkim zaangażowaniem zanurzają się w pracy. Rodzice często są zdumieni, znając nadpobudliwość własnych dzieci i obserwując ich koncentrację podczas pisania piórem.

Ta, zdawać by się mogło, prosta czynność, absorbuje całego człowieka. Z jednej strony służy skupieniu uwagi i pomaga w rozwijaniu umiejętności pisania oraz rozumienia tekstów, a z drugiej – otwiera nam kolejną drogę do kontemplacji. Można słuchać, patrzeć, rysować i… pisać. Zapraszam was do tej niezwykłej formy, która być może stanie się dla kogoś przepiękną drogą do poznawania Boga i przebywania w Jego obecności. To jest bardzo głębokie, moje osobiste doświadczenie. Cieszę się, że mogę się nim dzielić.

Czytaj dalej...

Część 7 – Lina, deski i ziarenka piasku

Jak przeżyć z dziećmi Wielki Post?

Zapraszam was dziś do zatrzymania się na nabożeństwie drogi krzyżowej. Do spotkania całej rodziny i zaproszenia innych do wspólnej modlitwy. Od wielu lat w grupach Baranków, w ramach których rodzice przygotowują swoje dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, przeżywamy w taki właśnie sposób nasz wielkopostny zjazd. Może będzie on inspiracją dla zaprzyjaźnionych rodzin bądź wspólnot. Postaram się opisać go dokładnie, aby stanowił konkretną pomoc. Jak zawsze jest to tylko propozycja, która może, a wręcz powinna, zmieniać się i dopasowywać do potrzeb i oczekiwań uczestników.

Wystarczy większy pokój, salka, długi korytarz, tak aby było dużo miejsca na podłodze. Potrzebne nam będą: lina, duży Krzyż, 14 małych świeczek, jedna duża świeca, kwiaty doniczkowe, wzięte po prostu z naszego mieszkania, jakieś gałązki, kamyki, dywaniki, karty z napisami I-XIV, symbolizujące stacje drogi krzyżowej oraz tyle drewnianych desek, ilu jest uczestników. W osobnym pomieszczeniu przygotowujemy stoły z farbami plakatowymi i wodą. Niezbędna będzie również muzyka wielkopostna. Mnie najbardziej odpowiadają pieśni dominikańskie, np. Niepojęta Trójco.

Linę rozwijamy na podłodze, ustawiając na samym początku dużą świecę (symbolizującą obecność Chrystusa), a na samym końcu, na lekkim podwyższeniu stawiamy Krzyż. Pomiędzy nimi kładziemy, w pewnych odległościach, karty oznaczające 14 stacji drogi krzyżowej. Obok każdego numeru stawiamy niezapalone świeczki. Dowolnie dokładamy kwiaty, kamienie, dywaniki, tak aby całość przypominała drogę. Obok każdej stacji kładziemy po kilka drewnianych desek. Zaciemniamy salę, pozostawiając jedynie delikatne ciepłe światło małej lampki.

Zapraszamy wszystkich, aby usiedli wokół, nie zasłaniając nikomu drogi. Tak pozostaną już do końca. Modlitwę rozpoczyna kapłan, a jeśli go nie ma, najlepiej ojciec rodziny. Zapalamy dużą świecę. Od tej chwili trwamy w ciszy i skupieniu. Delikatna, wielkopostnamelodia cały czas płynie w tle. Ona nam bardzo pomaga przeżyć tę modlitwę, przenosząc się w rzeczywistość tamtych chwil i miejsc.

Osoba prowadząca skinieniem głowy zaprasza jedno z dzieci, aby podeszło do pierwszej stacji i wzięło świeczkę, bardzo spokojnie zapaliło ją od płonącej dużej świecy, a następnie odniosło ją na miejsce. W tym czasie muzyka płynie nieco głośniej. To czasem trwa chwilę dłużej, dzieci potrzebują nierzadko pomocy dorosłego. Gdy wszyscy ponownie siedzą już na swoich miejscach, przyciszamy pieśni, pozostawiając jedynie delikatne tło, a kapłan wypowiada dosłownie dwa, trzy zdania komentarza do danej stacji. Chwila ciszy, ponownie słyszymy głośniejszą muzykę i kolejne dziecko zapala świecę przy następnej stacji.

W ten sposób przechodzimy całą drogę. Dochodzimy do Krzyża, a potem z nadzieją patrzymy na zmartwychwstanie. Płoną wszystkie świece. Zaangażowanie większości dzieci w zapalanie świec pomaga im bardzo spokojnie wytrwać podczas krótkich rozważań. Ale to jeszcze nie koniec. Teraz, jak zawsze cichym głosem, zapraszamy wszystkich: dzieci i rodziców, aby pomyśleli, którą ze stacji przeżyli w sposób szczególny. Nad którą chcieliby się jeszcze dłużej zatrzymać? Którą pragnęliby zabrać ze sobą? I zachęcamy, aby podeszli i wzięli pustą deskę, leżącą właśnie przy tej stacji. A następnie przeszli do sali obok i namalowali tę scenę. Zachęcamy do pozostania w atmosferze modlitwy i skupienia. Płynąca w tle muzyka bardzo temu sprzyja. To nadal jest modlitwa.

Po jakimś czasie wszyscy schodzimy się ponownie wokół naszej drogi. Przy kolejnych stacjach kładziemy nasze obrazy. Widok jest zachwycający. Dzieci i rodzice oglądają. Modlitwą jest też zachwyt. Zatrzymanie obrazu. Kończymy wspólną modlitwą i umawiamy się na kolejny dzień, ale już nie w domu czy salce parafialnej. Wychodzimy na zewnątrz.

Spotykamy się na łąkach, w parku, lesienajlepiej, jeśli mamy możliwość wspięcia się na jakąś górę. Ustawiamy się rodzinami w kolejności namalowanych przez nas stacji. Niektóre rodziny mają kilka obrazów różnychstacji, ale to w praktyce nie stanowi problemu. Wszyscy chwytamy się długiej liny. I idziemy. Pierwsza rodzina dźwiga duży krzyż. Zatrzymuje się i tata głośno wypowiada kilka słów modlitwy. Wszyscy, którzy namalowali tę stację, podnoszą ją wysoko. Następnie odchodzą na koniec liny, zwalniając miejsca kolejnej rodzinie. Modlitwa, prośby, dziękczynienia, chwila rozważań i ten fizyczny wysiłek są przeżyciem, które zapamiętujemy na długo, które jest bardzo osobiste i niezwykle głębokie.

A na Wielki Post jeszcze jedna inspiracja. Szyjemy maleńkie woreczki i wkładamy do nich ziarenka pszenicy. Każde dziecko otrzymuje taki woreczek, na samym początku Wielkiego Postu. Następnie w domu, każdego dnia, sieje jedno ziarno. Można to połączyć z modlitwą, z dobrym uczynkiem, z pamięcią o kimś. Warto, aby rodzice wspólnie z dziećmi znaleźli najlepszy pomysł. I tak siejemy przez cały Wielki Post. Przez 40 dni wyrasta bardzo wysokie zboże! Wiele lat temu, w Korbielowie, dzieci przynosiły te donice w Wielki Czwartek, aby w procesji z darami, przynieść je Jezusowi – dzięki temu Jego grób w Wielki Piątek tonął w tej zieleni dobrych uczynków! Możemy to również wykorzystać na stole wielkanocnym w naszych domach. Wszystko, co angażuje dzieci, co staje się ich światem, co przeżyły, a nie tylko usłyszały, ogromnie pomaga w autentycznym głębokim przeżywaniu naszej wiary.

Czytaj dalej...

Część 8 – Najważniejsze spotkanie

Pierwsza Spowiedź i Komunia Święta są zwieńczeniem roku przygotowań, jakie przechodzą dzieci wraz ze swoimi rodzicami i rodzeństwem w naszych barankowych wspólnotach.

To bardzo ważny moment, na który wszyscy czekamy. Czas dopełnienia, ale również – lub raczej: przede wszystkim rozesłania i rozpoczęcia czegoś nowego, czegoś, co może stanowić od tej chwili istotę naszego osobistego oraz rodzinnego wzrastania w wierze, podejmowania własnych decyzji i wyzwań, które dzięki sakramentom mają szansę stać się fundamentem naszego życia. Naszego jako rodziców i małżonków oraz naszych dzieci, które z każdym dniem z coraz większą samodzielnością, wspierane i zachęcane przez nas, dorosłych, stają się zdolne do podejmowania odpowiedzialności za siebie i innych.

Po pierwsze spowiedź

Przez wiele miesięcy wspólnej pracy z rodzinami, bardzo intensywnie koncentrowaliśmy się na DOBRU. Próbowaliśmy odkrywać ukryte w nas dary i talenty. Rodzice pomagali swoim dzieciom, dzieci rodzicom, a małżonkowie sobie nawzajem. To bardzo ważne – umieć je dostrzec i wyciągnąć na światło dzienne. To bardzo ważne wsłuchać się w siebie i w tych, którzy chcą pomóc nam je odkryć. A następnie spojrzeć na nie głębiej, podjąć refleksję nad tym, w jaki sposób je wykorzystujemy, jak je rozwijamy i jak nimi służymy. Czasem ze smutkiem warto uznać, że niektóre z nich zostały zakopane, i zastanowić się, co możemy zrobić, aby je odzyskać. To bardzo ważne – by takie myślenie stało się bliskie dziecku, aby w taki sposób starało się podejmować refleksję nad sobą i taką drogą przygotowywało się do spowiedzi. Nie tylko tej pierwszej, lecz takżedo tych kolejnych! To również zachęta dla nas do zmiany myślenia, do spojrzenia na nasze życie w perspektywie dobra.

Sama uroczystość jest bardzo prosta. Rozpoczynamy Mszą Świętą z odnowieniem przyrzeczeń chrzcielnych. Po niej następuje adoracja. Wszyscy zgromadzeni w kościele modlą się psalmami, śpiewem, który pomaga w skupieniu i przenosi do tej duchowej, sakralnej przestrzeni, abyśmy mogli zanurzyć się w Bożym Duchu. Kapłan siada blisko ołtarza, tuż przy Najświętszym Sakramencie. Rodzice kolejno podprowadzają dzieci, klękając w pobliżu, modląc się wstawienniczo.

Po udzieleniu rozgrzeszenia kapłan unosi dziecko i przekazuje je w objęcia rodzicom, którzy następnie nakładają na nie białą albę na znak czystości oraz zaproszenia na ucztę. W czasach biblijnych wraz z zaproszeniem na przyjęcie otrzymywało się szatę. Znamy wszyscy przypowieść o zaproszonych na ucztę. Jeden człowiek przyszedł bez szaty i został wyrzucony. On tę szatę otrzymał, ale jej nie włożył. Dlaczego? Czym jest ta szata? To świetny pretekst do rozmowy z dziećmi! Przepiękne odniesienie do tamtych zwyczajów w sposób symboliczny przenosi nas do następnego dnia, kiedy dzieci będą pierwszy raz w pełni uczestniczyły w uczcie eucharystycznej. Wyspowiadane dziecko siada wraz z rodzicami i dołącza się do modlitwy za kolejne spowiadające się dzieci. Jest to je z mocniejszych przeżyć, kiedy wszyscy odczuwają moc wspólnoty.

Celebrację sakramentu kończymy, gromadząc się wszyscy blisko ołtarza, przed Najświętszym Sakramentem, trwając w ciszy bądź dalej modląc się śpiewem. Błogosławieństwo jest zaproszeniem na jutro i zachętą do trwania w skupieniu, wzajemnej życzliwości oraz tęsknocie za spotkaniem Jezusa w Komunii Świętej.

 

A co wokół?

Warto tych chwil nie rozproszyć. Warto wyciszyć dom. Już wcześniej wprowadzić w tę atmosferę naszych gości. Powiedzieć, jak bardzo nam zależy, aby nie było tego dnia żadnych prezentów. Jest wiele okazji w roku, kiedy możemy obsypywać nimi nasze pociechy. Ale te dni pozostawmy wolne od wszelkich rozproszeń, aby nasze dzieci czekały na ten Jeden Jedyny Prezent. One dużo szybciej i łatwiej to zrozumieją, niż nam się wydaje, mało tego, one nie potrzebują tych dodatkowych wzmacniaczy. Uwierzmy, że dzieci naprawdę mają niezwykłą zdolność wchodzenia w sferę Sacrum i wielką potrzebę przebywania w niej. Nie wolno nam jej zakłócać i wyciągać ich z niej. Pozwólmy raczej w tych dniach pociągnąć się za ręce, zaufać naszym dzieciom i podążać za nimi.

 

Kulminacja

Kościół. Dzieci w pierwszych ławkach siedzące obok swoich rodziców. To bardzo ważne. Nie ksiądz, katechetka czy siostra zakonna, ale rodzice prowadzą dzieci do sakramentów. A one potrzebują naszej bliskości. Nieważne są próby, jednakowe alby przerobione na suknie, wierszyki i fotograf. Tego nie ma. Umawiamy się po prostu, gdzieusiądzie która rodzina. Wcześniej przekazujemy wszystkim gościom zgromadzonym na uroczystości, że w kościele nie robimy żadnych zdjęć, ani nie kręcimy filmu. Nie ma wynajętego fotografa. Po mszy możemy robić zdjęcia do woli, w każdej konfiguracji. Ale ten czas jest święty i pilnujemy, aby nic nie rozpraszało skupienia ani nie odciągało nas od duchowego przeżycia tego czasu.

Dzieci kładą pod ołtarzem albumy, które wraz z rodzicami uzupełniały przez cały rok przygotowań, wklejając do nich zdjęcia i ważne dla nich, otrzymane od bliskich listy, przepisane teksty modlitw i fragmenty z Pisma Świętego wszystko, nad czym pracowali i było,w tym czasie ważne. Pod ołtarzem leżą również krzyże ulepione przez dzieci z gliny w czasie Wielkiego Postu, one będą stanowiły piękną pamiątkę tego roku przygotowań.

W procesji z darami rodziny przynosząrównież kosz z upieczonymi chlebami, którymi dzieci podzielą się ze swoimi najbliższymi po zakończonej uroczystości przed kościołem. Starsi bracia służą do Mszy. Często rodzina i przyjaciele wspierają śpiewem i grą na instrumentach. Każdy daje z siebie, co może. Dzieci podchodzą do Komunii Świętej prowadzone za ręce przez swoich mamę i tatę…

Rodzice przekazują wiarę swoim dzieciom, są najważniejszymi osobami w ich życiu. Troszcząc się o duchowy rozwój swoich dzieci, sami umacniają się w wierze i otwierają na działanie łaski, która ich uzdalnia do życia w Bożej obecności, zarówno w wymiarze osobistym, jak i małżeńskim oraz rodzinnym. Warto nie rezygnować z takiego wyzwania, jakim jest przygotowanie do Sakramentu Pojednania i Komunii Świętej w rodzinie. Warto zawalczyć o ten czas, o wspólną decyzję związaną z podjęciem tego trudu, który zazwyczaj staje się błogosławieństwem nie tylko dla dziecka, lecz także – a może nawet przede wszystkim – dla rodziców. Wielu z nich mówi potem o odnowie Sakramentu Małżeństwa, o powrocie do siebie nawzajem, umocnieniu rodziny. Okazuje się, że dzieci mogą być niezłym pretekstem…

Czytaj dalej...

Część 9 – Msza Święta

Pomysł na pochylanie się nad tematem Mszy świętej, zrodził się z obserwacji dzieci w kościele, ale także z własnych doświadczeń, nie tylko z dzieciństwa. Gdy czegoś nie rozumiemy, staje się to dla nas obce i nieinteresujące. Natomiast , gdy poznamy bliżej, oswoimy, gdy mamy możliwość doświadczenia i nijako „dotknięcia „ przedmiotu, staje się on dla nas bliski i można powiedzieć „ własny”.

Tak może być z Mszą świętą, na którą przychodzimy z dziećmi, gdyż mamy przekonanie, że jest to bardzo ważne, że mamy do czynienia z łaską i wielkie pragnienie wprowadzenia dzieci w tę sferę sacrum. Nie zawsze mamy możliwość chodzenia do kościoła, w którym nasze dzieci są zaproszone do głębszego przeżywania i zrozumienia tego, co tam się dzieje.

Proponujemy rodzinom poznanie kolejnych etapów Mszy świętej  oraz zrozumienie symboli, przedmiotów, znaków, słów, dialogów oraz przestrzeni, w której ma ona miejsce. 
 
Każdy uczestnik spotkania przygotowuje wcześniej kamień, na którym jest napisane jego imię. 
 
Na podłodze rozkładamy koc, który początkowo jest złożony i przewiązany sznurkiem. Siadamy wszyscy wokół niego. 
 
Schodzące się rodziny wprowadzają zwykle  trochę zamieszania, można wówczas zaintonować jakiś kanon, który bardzo delikatnie wyciszy rozproszonych  i pozwoli skupić uwagę na tym co teraz ważne.  Niepozornie wkładamy jednemu z chłopców czapkę na głowę… Gdy poczujemy ten właściwy moment ( a nie warto przyspieszać!), wygasamy  śpiew i przy pomocy kilkorga osób – rozwiązujemy przewiązany sznur i „ otwieramy wrota” do kościoła. 
Zapraszamy wszystkich do środka, poprzez symboliczne położenia kamienia z imieniem, który to kamień , będzie stopniowo przesuwany dalej i dalej, w miarę , jak będziemy wchodzili głębiej w Mszę świętą. 
 
Wchodzimy do kościoła.. Chłopcu zdejmujemy czapkę…
W IMIĘ OJCA I SYNA
Wprowadzamy w obrzędy wstępne, objaśniamy znak krzyża.
Zagłębiamy się w to co dzieje się w tym czasie.
PAN Z WAMI, które będzie nam jeszcze towarzyszyło i które cztery razy wypowiemy podczas trwania Eucharystii. 
 
Rozkładamy kolejny koc, który wspólnie z dziećmi przypinamy guzikami. 
PAN Z WAMI .
Liturgia słowa. 
Układamy na kocu lekcjonarz , mszał. Rozmawiamy o Ewangelii, o symbolice i znaczeniu wypowiadanych słów.
 
Kolejny koc, biały, symbolizujący obrus, czyli zaproszenie na ucztę. 
PAN Z WAMI.
Pokazujemy dzieciom kielich, patenę, korporał…, pozwalamy dotknąć i snujemy opowieść, odpowiadając na wszelkie pytania. 
OJCZE NASZ.
Znak pokoju. 
AMEN.
 
I zakończenie…
PAN Z WAMI.
Błogosławieństwo i rozesłanie. 
Missa est! Rozesłanie! 
Msza święta, to nic innego jak JESTEŚCIE POSŁANI!
Co to oznacza?
Dzieci podnoszą kamienie, które już wszystkie znajdują się na malutkim suknie na środku naszych kocy. Podnoszą i podchodzą do rodziców, do innych ludzi bliżej i dalej. Doświadczają, co to znaczy „ jesteście posłani”? Msza święta nie kończy się po godzinie w czterech ścianach kościoła!
Chłopiec zakłada czapkę…
Idziemy dalej z dziećmi. 
 
Możemy do tego wszystkiego wracać, możemy to rozbudowywać, dodawać nowe elementy, dzielić się z innymi, zadawać pytania. 
Ta pomoc jest jedynie inspiracją i jej celem jest wejście całym sobą w tajemnicę Eucharystii. Wejściem mojego dziecka i moim, wejściem całej rodziny i wspólnoty. 
Czytaj dalej...

Może Cię zainteresować

Bądź na bieżąco!

Jeśli chcesz się dowiedzieć o nadchodzących wydarzeniach, które organizujemy w całej Polsce, koniecznie zapisz się do newslettera. Zadbamy o to, aby docierały do Ciebie tylko najważniejsze wiadomości!